Indykpol AZS Olsztyn po 996 dniach wrócił do Hali Urania i… przegrał 2:3 z Bogdanką LUK Lublin. Pierwsze siatkarskie spotkanie w odnowionym obiekcie obejrzało ponad 4 tysiące kibiców. Akademicy wciąż zajmują siódme miejsce w tabeli PlusLigi.
Po piątkowym koncercie i oficjalnym otwarciu obiektu, na który prawie trzy lata czekali kibice w stolicy regionu, w niedzielę przyszedł czas na sportową inaugurację. Dokładnie 996 dni minęło od ostatniego meczu siatkarzy Indykpolu AZS Olsztyn w Hali Urania. Zanim na parkiecie pojawili się zawodnicy trenera Javiera Webera, zatańczył na nim… Zespół Pieśni i Tańca „Kortowo”. Publiczność mogła też podsłuchać, jak fantastycznie śpiewają młode artystki ze Studia Wokalnego UWM.
Do wyjściowego składu akademików wrócili: Alan Souza i Cezary Sapiński. Argentyński szkoleniowiec postawił też od pierwszej minuty na: Szymona Jakubiszaka, Moritza Karlitzka, Nicolasa Szerszenia, Josha Tuanigę oraz Jakuba Hawryluka. Lepiej w mecz weszli goście, którzy prowadzili na początku 5:1. Ale olsztynianiom szybko udało się odrobić straty (8:8). Później spotkanie się wyrównało i do końca seta żadnej ze stron nie udało się zbudować większej przewagi. Zdecydowały zatem indywidualności. A konkretnie… Moritz Karlitzek, który asem serwisowym zapewnił gospodarzom wygraną 29:27. I kolejny raz potwierdził, że w tym elemencie jest jednym z najlepszych zawodników w PlusLidze.
W niedzielę niemiecki przyjmujący był bardzo skuteczny także w ataku. A wspierał go m.in. Alan Souza. Solidnie prezentowała się również dwójka środkowych: Jakubiszak i Sapiński. Co przełożyło się na trzypunktową przewagę w drugiej partii (13:10). Akademicy wyraźnie złapali wiart w żagle i grali swobodnie, pozwalając sobie także na niecodzienne zagrania (jak choćby kiwka Tuanigi). Dystans się zwiększał (18:14, 21:15). W końcówce LUK zbliżył się na jeden punkt (24:23), ale ostatecznie i tak wygrali olsztynianie – 25:23.
Goście podjęli próbę odwrócenia losów tego meczu. Trener Massimo Botti dokonał kilku zmian w składzie. I przyniosły one efekt. Bo w połowie trzeciego seta jego drużyna prowadziła 16:12 i utrzymała czteropunkową przewagę do stanu 19:15. Javier Weber wpuścił na parkiet Manuela Armoę, Kamila Szymenderę i Karola Jankiewicza. Impuls do odrabiania strat znów dał Moritz Karlitzek. Olsztynianie zbliżyli się na dwa punkty (17:19), ale niestety ponownie dali dojść do głosu gościom, w których szeregach błyszczał zwłaszcza Alexandre Ferreira. Dobra końcówka dała im pewne zwyciętwo 25:18.
Na czwartą partię akademicy wyszli bez Nicolasa Szerszenia i Joshua Tuanigi. Na parkiecie zostali Manueal Armoa i Karol Jankiewicz. Ale wciąż lepiej prezentowali się zawodnicy z Lublina, którzy prowadzili kolejno 6:3, 8:4. 10:5 i… 14:7. Siedmiopunktowa przewaga utrzymywała się do stanu 19:12. Wtedy impuls do odrabiana strat dał Manuel Armoa, który popisał się dwoma skutecznymi blokami. W końcówce do gry wrócili Tuaniga i Szerszeń. Ale goście nie wypuścili prowadzenia i znów wygrali pewnie 25:20, doprowadzając do tie-breaka.
W nim nadal grali pewnie prowadząc 4:1 i 7:2. Gospodarze popełniali mnóstwo błędów, szczególnie w ataku. Kiepsko funkcjonowało także przyjęcie. Mimo błędów udało się na moment zniwelować straty (5:8). Ale w końcówce znów siłę i dobrą formę pokazał LUK zwyciężając 15:9 a w całym spotkaniu 3:2
– Trzeba wyciągnąć wnioski i trenować dalej. Cieszę się, że w tak licznym gronie kibice przybyli na mecz – z tego, że był komplet. Atmosfera była niesamowita! Mam nadzieję, że w kolejnych meczach będzie tak samo – mówił Karol Jankiewicz. – Wydaje mi się, że to będzie przyjemna hala do grania. Na pewno lepiej się gra, gdy jest wypełniona do ostatniego miejsca.
Kolejne spotkanie Indykpol AZS Olsztyn rozegra w sobotę 23 grudnia. O 17:30 na wyjeździe zmierzy się z Treflem Gdańsk